Kałużyści - Danuta Wawiłow

Już od rana na podwórzu
wśród patyków i wśród liści
przycupnęli nad kałużą
pracowici kałużyści.
Wygrzebują brud z kałuży,
niech kałuża będzie czysta!
Pełne ręce ma roboty
każdy dobry kałużysta!
Rękawiczką i chusteczką
dwóch błocistów chodnik czyści.
Obrzucają się szyszkami
bardzo dzielni szyszkowiści.
Dwie kocistki pod ławeczką
cukierkami karmią kota...
Świątek, piątek czy niedziela
na podwórku wre robota!


7 komentarzy:

  1. Dzielni "kałużyści", "szyszkowiści"...:) Magdo, nie znałem tego wiersza, a jest przedni, czytam z szerokim uśmiechem na ustach. Ilustracja fotograficzna trafna, całość tworzy jedyną w swoim rodzaju - haigę, super wyszło.

    Pozdrawiam,
    K.

    OdpowiedzUsuń
  2. Karol, jestem Ci bardzo wdzięczna, że mi kibicujesz na tym blogu.
    Zdjęcia były najpierw. Zrobiłam podczas jednego ze spacerów z dziećmi. Jedno z nich pokazałam na fejsbuku.
    Link do wiersza podał mi Artur L. W pierwszej chwili też wydawało mi się, że czytam go po raz pierwszy, ale wklejając go tutaj
    jakoś odzyskałam pamięć. :-) Naprawdę bardzo tu pasuje, masz rację.

    Dzięki ogromne z pozdrowieniami,
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieciaki są niezwykłe..

    Dobry wieczór, Magdo,

    Także na tym Twoim blogu będę obecny, cenię go sobie nawet bardziej,
    niż niektóre blogi ze znakomitymi fotkami, wykonanymi super sprzętem.

    Powtórzę: całość tworzy w moim czytelniczym odbiorze specyficzną haigę;
    przywraca niejasne wspomnienia z dzieciństwa (chyba byłem strasznym "kałużystą",
    "szyszkownistą" a nawet - "kamienistą"). Jaśniejsze są wspomnienia zrozpaczonej
    matki i ojca.

    Hm. Cóż, całkiem możliwe, że od wielu lat do chwili obecnej, staram się zatrzeć tamte ślady,
    wykonując dzielnie zawód uniwersyteckiego wykładowcy.
    Reasumując: w człowieku na zawsze pozostaje cząstka dziecka, dorosłego i rodzica.

    Serdecznie,
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem bardzo mnie korci, by umieścić tu wszystkie zdjęcia, które robię dzieciom,
      ale z wiadomych powodów nie mogę.
      Swoje dzieciństwo pamiętam niemal dzień po dniu i długo, długo uważałam je za szczęśliwe.
      Praktycznie nikt mnie nie wychowywał, nie kontrolował, nie wołał do domu. Byłam puszczona samopas.
      Najczęściej mieszkałam na wsi, gdzie hulaj dusza, piekła nie ma! Lasy, pola, łąki, sady, rzeczki,
      strumyki, a i obory, stajnie, chlewiki stały mi otworem. Później chciano mi wmówić, że powinnam być "nieszczęśliwa".
      Nie dałam się, ale wiem, co to znaczy czekać na mamę.
      Wiem także, na czym polega wymazywanie przez dzieci z pamięci pewnych faktów, epizodów, a nawet sporej części dzieciństwa.

      Szkoda, że nie mogłeś legalnie bawić się w kałużach.
      Pozdrawiam Cię,
      Magda :-)

      P.S.
      Pamiętam, że kiedyś (6 lat) miałam bardzo zabłocone buciki,
      ale bardziej chciało mi się spać, niż je czyścić.
      Rano, ku mojemu zdziwieniu jeden bucik się świecił i pachniał pastą,
      drugi oblepiony błotem stał obok. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy,
      - że też mamie się nie chciało tego drugiego również wypastować.
      Nie powiem co wydarzyło się dalej. :-))

      Usuń
    2. Dobry wieczór, Magdo,

      Dziękuję za poruszającą odpowiedź.
      Znakomicie, przenikliwie to wszystko ujęłaś, pisząc zarówno o moim, jak i swoim dzieciństwie.

      "(...) Czasem bardzo mnie korci, by umieścić tu wszystkie zdjęcia, które robię dzieciom,
      ale z wiadomych powodów nie mogę. (...)"

      Tak, wiem.

      "(...) Szkoda, że nie mogłeś legalnie bawić się w kałużach. (...)

      Szkoda. Z zazdrością patrzyłem na niektórych kolegów, których
      nie trzymano tak krótko. Nie rozumiałem tej, oczywistej dla mnie,
      niesprawiedliwości. Ale podporządkowywałem się wyznaczonym
      regułom. Byłem "grzecznym" dzieckiem, nie sprawiającym kłopotów.

      Z perspektywy kilkudziesięciu lat uważam jednak swoje dzieciństwo
      za szczęśliwe, choć raczej biedne. Jednocześnie bez najmniejszego
      trudu dostrzegam w swojej dorosłości tendencję do kompensowania;
      nieraz próbowałem sobie dostarczać tego, czego, jak sądzę, pozbawiono
      mnie w dzieciństwie, i to - z przesadną nawiązką. Np., od czasu do czasu
      znajduję w sobie upodobanie do bałaganiarstwa, he, he.

      "(...) P.S.
      Pamiętam, że kiedyś (6 lat) miałam bardzo zabłocone buciki,
      ale bardziej chciało mi się spać, niż je czyścić.
      Rano, ku mojemu zdziwieniu jeden bucik się świecił i pachniał pastą,
      drugi oblepiony błotem stał obok. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy,
      - że też mamie się nie chciało tego drugiego również wypastować.
      Nie powiem co wydarzyło się dalej. :-)) (...)"

      Ha. Mądre posunięcie:)

      -
      Bez wątpienia, uczenie dziecka zasad, pokazywanie mu za pomocą kar
      i nagród granic, poza które nie należy wykraczać - jest bezcenne z punktu
      widzenia społeczeństwa jako takiego. Tutaj jednak niezbędne jest wyczucie,
      by zachować równowagę między nadmiernym rygoryzmem i przesadnym
      liberalizmem wychowawczym. Chyba tylko w ten sposób można w pełni
      zaspokajać potrzebę bezpieczeństwa, tak ważną w pierwszych latach życia
      dziecka. Ale to niełatwe zadanie. Czasem, niepozorne dla dorosłych sytuacje,
      są niezwykle ważne w odbiorze dziecka.

      Magdo, bardzo się cieszę, że dałaś mi możliwość napisania tych słów u siebie.
      Nasza dyskusja jest dla mnie rodzajem autopsychoterapii, bez wątpienia:)

      Serdecznie pozdrawiam,
      Karol

      Usuń
  4. Jasne! :D
    Ja nie wiem, jak to się dzieje, że kałuże od stuleci chyba inspirują dzieci jednakowo.
    Żadnego scenariusza, żadnej reżyserii, jakbym podglądała siebie i moich rówieśników
    z dzieciństwa. Być może samo błoto było wykorzystywane w różny sposób, przez różne dzieci.
    Być może nie zawsze kulka z błota między dwoma liśćmi bzu, była lodem w wafelku, lub kotletem
    mielonym dla męża, który zaraz wróci z pracy, albo urodzinowym tortem, nie tylko dla lalek,
    ale na pewno było najatrakcyjniejszą zabawką, co nie?

    Jeśli jesteście z miasta... No dobrze, pewnie widziałyście w kinie ;-))

    OdpowiedzUsuń